Kaori

czyli jak przechytrzyć hovka
Ayame Nishijima
Posty: 42
Rejestracja: ndz maja 04, 2014 11:50 pm

Re: Kaori

Post autor: Ayame Nishijima »

Dzięki :)

Ayame Nishijima
Posty: 42
Rejestracja: ndz maja 04, 2014 11:50 pm

Re: Kaori

Post autor: Ayame Nishijima »

Hej Wszystkim. Długo nic tu nie pisałam, ale od stycznia już trzy razy żegnaliśmy się z Kaori.

Miesiąc po przeprowadzce Suczydło złapało biegunkę z krwią. Leczona po tutejszemu - metronodazolem - czuła się dobrze, ale co odstawialiśmy lek był nawrót. Po 5 dniach - jak w kalendarzu. A po kolejnych 3 dniach bez leczenia Kaori była już dwoma łapami w psim niebie. Weci nie mieli pojęcia co robić. Podejrzenia od chłoniaka przez choroby zapalne jelit po alergię pokarmową nie znajdowały u mnie żadnego zrozumienia, skoro Metronidazol działał. Poprosiłam o wykonanie posiewu bakteryjnego - dali się namówić, bo w końcu ja płąciłam, ale nic nie wyrosło. Sama go zrobić niestety nie mogłam, ale zrobiłam badanie w kierunku kokcydiów. Coś w próbce było, ale tutejsi spece na podstawie zdjęć mikroskopowych powiedzieli "pseudoparasite". No dobra. Na lekach się znam, na pasożytach nie, więc się nie spierałam.
Konsultowałam wyniki z wetami w Polsce. I ja i oni upieraliśmy się przy infekcji, ale tutejsi weci pozostawali głusi na nasze argumenty. Trzymali Kaori na metronidazolu i oczekiwali, że zabierzemy ją na badania na uniwersytet. Powoli zdobywaliśmy kolejne wyniki.
Kaori trzy razy zostawała w klinice uniwersyteckiej: RTG, USG, proktoskopia, endoskopia, na koniec biopsja wątroby, bo ciągłe leczenie podniosło poziom enzymów. Ogólnych badań z krwi nie zliczę. I zawsze wszystkie wyniki były negatywne. Jelito śliczne, zdrowiutkie, wątroba ze stanem zapalnym, ale wtórnym, trzustka ok. Na koniec weci uparli się na gastroskopię. My byliśmy załamani, bo koszty windowały poza nasz zasięg, a sensu nie widzieliśmy w tym za grosz. Na początku wszystko szło z jednej pensji i oszczędności z Polski. Do tego doszły inne dziwne objawy, pies czuł się źle, a my nie mieliśmy pojęcia dlaczego. Któregoś dnia Kaori zaczęła ciężko dyszeć, coś musiało ją boleć, napinała mięśnie, wstawała z trudem. Załamani zabraliśmy ją na uniwersytet na ostry dyżur. Nowa wetka zrobiła badanie od zera i... znalazła przyczynę. Zapalenie mięśni (illiopsoas). Do leków doszedł tramadol. Przeciwzapalnego nie dostała nic, bo wciąż wszyscy obstawiali chorobę zapalną jelit.
Ach, przepraszam. Gdzieś, kiedyś był pomysł, by leczyć ją sterydami. Nie zgodziłam się, przekonana, że biegunki wywołuje jakiś poatogen i wiedząc jak szybko postępują objawy, bałam się, że Kaori tego nie przeżyje.
Moje prośby o potraktowanie psa czymś innym niż metronidazol dały efekt raz. (Dostała Albon) Mieliśmy remisję 3 tygodniową. a później znów wróciła biegunka.
W końcu zrozumieliśmy, że tutejsi weci nie zrobią nic bez gastroskopii. Poszliśmy do kliniki, gdzie przyjął nas nowy wet. I stał się cud. Wet uznał, że objawy są typowe dla jelit grubego i że to najprawdopodobniej jakiś rodzaj infekcji!

Obecna diagnoza to przewlekła biegunka reagująca na antybiotyki. Wg. publikacji, które znalazłam etiologia nie jest do końca poznana, ale psy z taką biegunką reagują dobrze na jeden z antybiotyków (tylozynę) i mogą przyjmować go nawet latami...
Ja wciąż mam wątpliwości i niedługo chcę spróbować czegoś innego. Może odpowiednio dobranym lekiem uda się to draństwo wytępić do końca.

W trakcie leczenia było jeszcze zapalenie pęcherza (przez błędne wyniki badań diagnozowane przez chwilę jako kłopoty z nerkami), a później nawrót iliopsoas.
Kaori utknęłą w domu. Na spacery prawie nie może chodzić, zabieramy ją na pole, żeby poleżała na trawie, poobserwowała co się dzieje poza mieszkaniem. Na szczęście pod samym domem mamy łąkę, dalej jezioro i niewielki teren chroniony, więc jest przyjemnie.
Dla pobudzenia mózgu zafundowaliśmy jej kota. Miałam nadzieję, że stworzą stado i będzie fajnie. Nie było problemu z zapoznaniem, Po 20 minutach kotka - Maybe (Skrót od "Maybe she will stay" - chodziła swobodnie po mieszkaniu, ale niestety nic z tego jest zostawania u nas na stałe nie wyjdzie. Maybe jest przytłoczona hovawarcką osobowością Kaori, a mój autystyczny pies stresuje się obecnością kota, który łamie zasady (chodzi po meblach, wchodzi na kanapę i tym podobne).
I tak minęło nam ostatnie pół roku.

Kaori rehabilituje się na bieżni wodnej, powoli wydłużamy spacery. We wrześniu będziemy próbować terapii kolejnym lekiem (przysłanym z Polski).
Trzymajcie kciuki!

Ania M.
Posty: 1113
Rejestracja: ndz mar 09, 2014 6:47 pm

Re: Kaori

Post autor: Ania M. »

Ojejku, jakieś pasmo nieszczęść... niechby już się skończyło, tego Wam życze bardzo mocno!

Ayame Nishijima
Posty: 42
Rejestracja: ndz maja 04, 2014 11:50 pm

Re: Kaori

Post autor: Ayame Nishijima »

Dziękujemy. Liczymy na to, że w końcu musi się udać.
Póki co straciliśmy całe zaufanie do tutejszych wetów. Ale za to mamy doskonale przebadane Suczydło.

biedronka8
Posty: 567
Rejestracja: ndz mar 09, 2014 9:18 pm

Re: Kaori

Post autor: biedronka8 »

Trzymam kciuki za zdrowie dziewczynki. Widzę ,że stajesz na głowie żeby jej się polepszyło. A w jakim kraju jesteście , bo gdzieś to minęłam .
Obrazek

Ayame Nishijima
Posty: 42
Rejestracja: ndz maja 04, 2014 11:50 pm

Re: Kaori

Post autor: Ayame Nishijima »

biedronka8 pisze:Trzymam kciuki za zdrowie dziewczynki. Widzę ,że stajesz na głowie żeby jej się polepszyło. A w jakim kraju jesteście , bo gdzieś to minęłam .
Staram się jak mogę.
Właśnie planujemy przeprowadzkę, żeby uniknąć chodzenia po schodach i mieć kawałek "własnego" trawniczka (teraz mieszkamy na piętrze).
A mieszkamy w USA - jedyny kraju do którego bez problemu zabiera się psa, ale nie da się zabrać nieformalnego partnera.

Przeporowadzka była niesamowita. Trzeba widzieć psa, który przesypia turbulencje w samolocie pod fotelem pana, który ma jetlag, trzeba zobaczyć szał wąchania (bo przecież WSZYSTKO pachnie inaczej)... I to niezrozumienie własnego imienia wymawianego przez autochtonów.
I tylko tak myślę, czy nie przytrafiło jej się jakieś paskudztwo, z którym tutejsze psy nie mają problemu, a ona sobie nie może poradzić. :(


Obrazek

Obrazek

Pozdrawiamy!

Awatar użytkownika
Karina
Posty: 1231
Rejestracja: ndz mar 09, 2014 1:24 pm

Re: Kaori

Post autor: Karina »

Trzymam kciuki za szybki i już bez żadnych komplikacji powrót suczki do zdrowia! Aleś miała koszmarne przeżycia - współczuję :(.
Obrazek

Ayame Nishijima
Posty: 42
Rejestracja: ndz maja 04, 2014 11:50 pm

Re: Kaori

Post autor: Ayame Nishijima »

Dzięki, Karino. Mam nadzieję, ze teraz będzie bezproblemowo.

Awatar użytkownika
Tonia
Posty: 527
Rejestracja: ndz mar 09, 2014 3:21 pm

Re: Kaori

Post autor: Tonia »

Ojejciu, strasznie mi przykro, że takie paskudztwa Was dopadły. Trzymajcie się dzielnie i bądźcie dobrej myśli! Zdrówka dla suni!!!
Obrazek

Ayame Nishijima
Posty: 42
Rejestracja: ndz maja 04, 2014 11:50 pm

Re: Kaori

Post autor: Ayame Nishijima »

Hej wszystkim.
Rehabilitacja na bieżni zakończona. Nie wiem czy to po kąpielach w chlorowanej wodzie, ale Kaori gubi sierść na potęgę i wściekle się drapie. Suplementujemy ją tranem, wykąpaliśmy w łagodzącym szamponie i wcieramy absurdalne ilości pianki nawilżającej. Pomaga.
Na szczęście z chodzeniem jest lepiej. Przed urlopem poszliśmy pierwszy raz na dłuższy spacer w fajnej dzikiej okolicy.


Tymczasem ja nabrałam pewności, że Kaori jest autystyczna. Otóż wyjechaliśmy na 12 dni na urlop. Do tej pory zawsze ciągnęliśmy Suczydło z nami na wakacje, żeby uniknąć rozłąki. W takiej styuacji Kaori potrzebuje 10 dni, żeby się zaaklimatyzować: w ogóle nie je, jest spięta...
Tym razem ze względu na przelot samolotem tanich linii, napięty plan zwiedzania i długie przejazdy samochodowe, Psica musiała zostać w domu.
Zostawiliśmy ją w naszym mieszkaniu, do którego tymczasowo wprowadziła się moja doktorantka. (Dwa dni szkolenia i prawie opanowała Hovciowaciznę.)
Kiedy brakło nas, ale otoczenie się nie zmieniło, wszystko było super: Kaori jadła normalnie, zachowywała się jakby nic się nie stało. W 100% olała naszą nieobecność. Witała nową panią, jak zawsze wita nas, cieszyła się na spacery, pluła lekami jak zawsze. Kiedy wróciliśmy przywitała nas bardzo radośnie, ale to by było na tyle.
No i kochaj tu, człowieku, opiekuj się, przywiąż się, ciesz się z tych drobnych oznak uczucia jakie możesz dostać... a później dowiedz się, że tak naprawdę, to się nie liczysz ;D

Teraz powoli wydłużamy spacery do bardziej normalnych dystansów a niedługo spróbujemy zmienić leki. Jest nieźle.


Pozdrawiamy!

P.S.
Maybe ma nowy dom.

ODPOWIEDZ