Tonia, podobnie jak Boruta u Kariny, przewróciła moje dotychczasowe życie do góry nogami. Nic nie było już takie jak wcześniej. Dała i daje mi najwięcej radości ze wszystkich psów, które kiedyś mieszkały w moim życiu, ale też sprawiła mi najwięcej kłopotów i zmartwień. Nigdy wcześniej nie musiałam podejmować tylu ważnych dla psiej egzystencji decyzji jak w jej przypadku. Tonia była przerażonym szczeniakiem, bojącym się własnego cienia, toreb na zakupy, śmietników, mężczyzn, głośnych dźwięków, pudełek - w zasadzie wszystkiego. Tylko innych psów się nie bała - ani małych, ani dużych. Wręcz przeciwnie - wobec nich okazywała drugą stronę swojej osobowości: zuchwałość, przebojowość i ... wredotę. Przy Toni musiałam nauczyć się funkcjonować z psem lękliwym, histerycznie reagującym na życie miejskie, wpadającym w ataki paniki i praktykującym dramatyczne próby ucieczek z miejsc strasznych. Do tego od szczeniaka przejawiała ciągotki łowieckie. Polowała od maleńkości na wszystko, a moja okolica obfitowała wtedy (dziś już mniej, bo wybudowano ostatnio wiele nowych domów) w zające, bażanty, przepiórki, no i koty sąsiadów. Zdarzały się też sarny.
Zamęczała moją seniorkę - podhalankę Larę, ale też potrafiła szybko się jej podporządkować. Do ostatniego dnia swego życia Lara zachowała pozycję przywódczyni w tej psiej parze.
Najtrudniejsze chwile przyszły wraz z potwierdzeniem diagnozy dysplazji biodrowej HD D/E - co robić? ciąć? nie ciąć? Namawiano mnie na resekcję główek, na endoprotezy, na eksperymentalne podwiązanie stawów - niby dużo możliwości, a żadnej gwarancji. W końcu zapadła decyzja - daroplastyka we Wrocławiu. Operacja przebiegła dobrze, ale pacjentka o mało co nie odeszła - ostra niewydolność nerek. W Opolu wet już szykował igłę. Rzekomo wykrył nowotwór nerki, a drugiej nerki nie udało mu się na USG znaleźć... Ale ja się nie poddałam - płukanie Toni trwało 5 dób i przyniosło efekt. Pies wrócił do domu, a dziś ma wszystkie wyniki w normie. OBIE nerki są zdrowe. I mimo że Tonia nie jest całkowicie zdrowym psem (stawy), to jednak jej niepełnosprawność jest dla osoby niewtajemniczonej nie do wykrycia! Tonia pięknie chodzi, biega, a nawet pędzi, choć zawsze muszę na nią uważać i odpowiednio organizować jej zajęcia ruchowe.
Po operacji i trzymiesięcznej rekonwalescencji, a tym samym izolacji, zaczęły się inne problemy behawioralne - oprócz lękliwości pojawiła się agresja. I znów praca nad zachowaniem mojego niezrównoważonego psa. Tym razem z trenerką doświadczoną, mądrą i dobrą - Danusią. Dzięki niej nie dość, że opanowałyśmy sztukę życia w mieście, to na dodatek jeszcze zaczęłyśmy trenować posłuszeństwo sportowe i interesować się psim sportem - potem wciągnęło nas też tropienie sportowe i obrona. Praca z Tonią pod okiem Agi/Sajo, naszej obecnej trenerki, daje radość nam obu - nigdy się nie nudzimy, aktywnie spędzamy czas i wspólnie podróżujemy: na szkolenia, na urlop, na wypady krótsze i dłuższe. Decydując się na hovawarta, chciałam mieć aktywnego psa. I tak właśnie się stało, choć o pewnych rodzajach aktywności dowiedziałam się w zasadzie bardziej z konieczności.